niedziela, 16 czerwca 2013

Zaczynamy remont i kończymy sztukaterię w sypialni

Końcówka długiego weekendu już dawno za nami, a my dopiero teraz zabraliśmy się do pracy. Pogoda wreszcie ustąpiła i pozwala bez obaw krzątać się po ogrodzie, a i przeziębienie, które dopadło najpierw Marcina, a później mnie (muszę przyznać, że ból gardła w ciąży jest strasznie męczący, ponieważ nie można ratować się ogólnie dostępnymi specyfikami, co w przypadku nocnego piekącego-palącego-rwącego bólu jest niemalże dramatem) wreszcie zostało pokonane. Głównie z drugiego powodu - mamy sporo zaległości. 
Brzuch rośnie, Maluch szykuje się do wyjścia, a my jeszcze nie gotowi. Ani sypialnia, ani taras.
Cel pierwszy : definitywnie zakończyć naszą sypialnię tak, aby móc ugościć w niej synka, bez wskazywania palcami co jeszcze trzeba by w niej zrobić. Cel ambitny, bo jak zapewne zauważyliście jesteśmy parą raczej chaotyczną z mnóstwem (zazwyczaj moich, jakże górnolotnych) celów i planów, których jednak realizacja zazwyczaj odbiega od normy. Zaczynamy, nie kończymy, zmieniamy zdanie, rozmyślamy się ...

 
Tym razem jednak motywacja jest duża, a dodatkowo mamy rodzinne wsparcie :) Za które z tego miejsca jeszcze raz baaaardzo dziękuję!
Pokój mimo, iż w sumie urządzony, posiada kilka "niedokończonych spraw" tj. pęknięcia na ścianach, wynikające z osiadania budynku ; niby biały sufit, który jednak nie jest aż tak biały jak byśmy tego chcieli- głównie przez pośpiech przy ostatnim malowaniu oraz resztki komarów... ; wybrzuszenia przy parapecie, które trzeba skuć i otynkować na nowo... w skrócie, uzbierało się kilka "szczegółów", które zakwalifikowaliśmy do słowa remont :)


Mimo, że nie jestem perfekcjonistką, mieszkanie od kilku lat w niewykończonym domu, zrodziło pragnienie posiadania jednego, chociaż jednego pokoju wykończonego na amen. Tym razem więc mamy być poukładani, zorganizowani i ostatecznie skończyć to co zaczniemy :)
Jakby tego było mało, nasze plany remontowe wzbogaciły się o jeszcze jeden szczegół ... sztukaterię.
Pomysł zrodził się w sumie przypadkiem. Zapragnęłam mieć białe listwy przypodłogowe. I o ile przy pośpiesznym urządzaniu domu, żeby móc się do niego wprowadzić, temat odpuściłam - mojemu Marcinowi groziło załamanie nerwowe, a mi śmierć przez uduszenie :) - stwierdziłam więc, że odczekam, żeby chłopaka nie denerwować. I tak dzielnie zniósł wiele moich pomysłów...
Temat jednak powrócił przy okazji ostatniego rodzinnego spotkania. Dostaliśmy propozycję zamontowania sztukaterii. Prawdziwej, wykonanej ręcznie, według tradycyjnego sposobu z gipsu, nie takiej z marketu. Ku mojej ogromnej radości i nieskrywanej wątpliwości Marcina, zdecydowaliśmy się. Z wielkim zapałem pozrywałam poprzednie listwy, aby przygotować grunt pod te właściwe...


 Przyznaję szczerze, że listwy zaczęliśmy robić trochę wcześniej. Najpierw otrzymały swój kształt, potem zostały zamocowane do ścian i trzeba było czekać aż wyschną. Tym razem należało je wyszlifować i wypełnić ubytki klejem oraz silikonem.
Idąc za ciosem, zrobiliśmy również listwy sufitowe, które nadały pomieszczeniu niesamowitego klimatu...



Podejrzewam, że moją stronę czytają różne osoby. Nie wszystkie muszą wiedzieć co to właściwie jest sztukateria, więc właśnie dla nich krótkie wyjaśnienie. 
Sztukateria to elementy ozdobne : gzymsy, ornamenty montowane na ścianach i sufitach pomieszczeń. Stosowane były już od starożytności, dlatego bardzo często można je zobaczyć w różnego rodzaju zabytkach : pałacykach, zamkach czy dworkach. 
Obecnie w marketach budowlanych dostępnych jest wiele zamienników. Są one zdecydowanie tańsze od oryginału, jednak jakościowo nigdy go nie dogonią. Ze styropianu czy żywicy poliestrowej ... To tak jak zamiast prawdziwego drewnianego legara można zamontować piankę, udającą drewno... Z daleka może i nie zauważysz różnicy, ale z bliska już tak. I pewnie gdybyśmy mieli iść do sklepu i decydować co zamontujemy, poszerzylibyśmy grupę klientów, którzy wybierają wersję ogólnie dostępną i tańszą.
Tak się jednak złożyło, że posiadam w rodzinie prawdziwego Fachowca przez duże F, który na sztukaterii zna się jak mało, bo zajmuje się nią zawodowo...



I właśnie dzięki temu, moja sypialnia wzbogaciła się o piękne rękodzieło, a przy okazji mój Marcin poszerzył warsztat swoich umiejętności. Na początku szło trochę opornie, ale ostateczne efekty są całkiem zadowalające. Jak to mówią : pierwsze koty za płoty :)


A tutaj postaram się pokazać różnicę między tym co było, a tym co jest teraz :)

 
Moim zdaniem o wiele lepiej :) To jednak dopiero połowa drogi. Czeka nas jeszcze łatanie dziur i malowanie ... O tym napiszę już niedługo :)


Brak komentarzy:

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...