Nie mam talentu do roślin. Moja sympatia do kwiatów jest niestety jednostronna, bez wzajemności. Zresztą nie specjalnie się temu dziwię, bo ciągłe zapominanie o podlewaniu i przycinaniu (o nawożeniu już nie wspomnę) sprawia, że wszystkie rośliny w moim domu są, z zasady, jednoroczne.
Wyjątek stanowi mój niesforny storczyk, który wykazuje silną wolę walki i chęć przetrwania. Dostałam go dwa lata temu przy okazji jakiegoś rodzinnego święta. Nie byłam zachwycona, bo po pierwsze nie przepadam za storczykami, a po drugie, ze wszystkich możliwych, przypadł mi w udziale różowy.
Akurat różowe kwiaty mnie nie zachwycają. Zdecydowanie bardziej wolę fioletowe jak lawenda czy czerwone jak maki i tulipany. Ostatecznie jednak storczyk wylądował na parapecie. Przecież go nie wyrzucę. Nie dość, że prezent to jeszcze, jakby nie było, istota żyjąca.
I tak storczyk ten "ozdabia" moje okno już ładnych parę miesięcy. Przyznaję, że nie wiem jakim cudem, nadal on tam stoi. Dwa razy ususzyłam go (niechcący oczywiście) zapominając o jego podlewaniu. Innym razem prawie go utopiłam, wlewając całą butelkę wody (chcąc się zrehabilitować).
A on? Co kilka miesięcy wypuszcza nowe pędy i kwitnie jeszcze bardziej. Do teraz jestem pod dużym wrażeniem jego wytrwałości. Postanowiłam zamieścić jego zdjęcia, aby po pierwsze nacieszyć oczy tych, którzy przepadają za storczykami, a po drugie, aby nagrodzić storczyka za tak silną wolę walki z moimi niedoskonałościami.
Jest jeszcze jedno stworzenie w moim domu, które zasługuje na uznanie. To kundel, którego wzięliśmy ze schroniska. Tzw. adopcja:) Chodzenie na spacery, trzymając się za ręce, z czasem stało się nudne, a powrót do pustego domu przytłaczający, postanowiliśmy więc zrobić dobry uczynek i przygarnęliśmy stworka. W pewną sobotę zajrzeliśmy na stronę schroniska i przeglądając zdjęcia znajdujących się tam zwierząt, wybraliśmy jedno. Następnego dnia pojechaliśmy zapoznać się z naszym przyszłym domowym ulubieńcem.
Wizyta w schronisku to jedno z tych przeżyć, którego długo się nie zapomina. Poustawiane boksy, a w nich pełno psiaków, chcących zwrócić na siebie uwagę. Małe, duże, średnie, jasne i ciemne, krótkowłose i typowe futrzaki, do wyboru. Serce się otwiera, a oczy zapełniają się łzami, bo przecież każdemu z nich chciałoby się pomóc.
Przyznać jednak trzeba, że schronisko zadbane (w miarę możliwości oczywiście, co nie jest zapewne łatwe przy takiej ilości zwierząt), a wszystko dzięki ludziom w nim pracujących. Podziwiam i gratuluję.
Nasz wybraniec to sunia raczej średnia i zdecydowanie futrzasta. Trafiła do schroniska kilka miesięcy wcześniej, po tym jak znaleziono ją błąkającą się na jednym z blokowisk. Precyzyjnie nie można było określić jej dokładnego wieku, ale w przybliżeniu, kiedy ją braliśmy miała ok. półtora roku.
Jest jeszcze jedno stworzenie w moim domu, które zasługuje na uznanie. To kundel, którego wzięliśmy ze schroniska. Tzw. adopcja:) Chodzenie na spacery, trzymając się za ręce, z czasem stało się nudne, a powrót do pustego domu przytłaczający, postanowiliśmy więc zrobić dobry uczynek i przygarnęliśmy stworka. W pewną sobotę zajrzeliśmy na stronę schroniska i przeglądając zdjęcia znajdujących się tam zwierząt, wybraliśmy jedno. Następnego dnia pojechaliśmy zapoznać się z naszym przyszłym domowym ulubieńcem.
Wizyta w schronisku to jedno z tych przeżyć, którego długo się nie zapomina. Poustawiane boksy, a w nich pełno psiaków, chcących zwrócić na siebie uwagę. Małe, duże, średnie, jasne i ciemne, krótkowłose i typowe futrzaki, do wyboru. Serce się otwiera, a oczy zapełniają się łzami, bo przecież każdemu z nich chciałoby się pomóc.
Przyznać jednak trzeba, że schronisko zadbane (w miarę możliwości oczywiście, co nie jest zapewne łatwe przy takiej ilości zwierząt), a wszystko dzięki ludziom w nim pracujących. Podziwiam i gratuluję.
Nasz wybraniec to sunia raczej średnia i zdecydowanie futrzasta. Trafiła do schroniska kilka miesięcy wcześniej, po tym jak znaleziono ją błąkającą się na jednym z blokowisk. Precyzyjnie nie można było określić jej dokładnego wieku, ale w przybliżeniu, kiedy ją braliśmy miała ok. półtora roku.
Podpisaliśmy umowę, otrzymaliśmy niezbędne dokumenty, zapakowaliśmy stworka do samochodu i ruszyliśmy do domu. Podróż minęła nam spokojnie (jak się później okazało, była to nasza ostatnia wspólna tak spokojna podróż, bo pies przypomniał sobie, że jednak nie lubi jeździć samochodem). Na miejscu daliśmy psu czas, aby się zadomowił, a my zaczęliśmy jeszcze raz przeglądać dokumenty. W książeczce, w rubryce rasa wpisano: rasa europejska:) Spojrzeliśmy na siebie i wybuchnęliśmy śmiechem. Od tamtej chwili, kiedy ktoś pyta jaka to rasa, my zgodnie odpowiadamy, że europejska...
Jak widać, etap wiecznej zabawy nadal trwa. Na szczęście podgryzanie mebli i zjadanie butów mamy już za sobą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz