Jak już wspomniałam w poprzednim poście, staram się szukać pięknych stron jesieni, aby uniknąć przygnębienia i depresji. Po jesiennych barwach przyszła kolej na przetwory.
Co roku staram się zaprawić kilka słoików. Niestety nawał obowiązków skutecznie uniemożliwia mi robienie przetworów w ilościach, w jakich robiły to nasze babcie. Czasy też już się trochę zmieniły. Wszystko można znaleźć w sklepach. Ale nie o to w tym wszystkim chodzi.
Zbieranie jabłek, winogron czy malin to nie tylko ruch na świeżym powietrzu. To także powrót do prostych czynności, pobudzających w człowieku pozytywne odczucia. To podróż do przeszłości i tradycji.
Poniżej znajdują się efekty sobotniego zbierania jabłek. Dziko rosnące jabłonie na niezabudowanych jeszcze przestrzeniach aż zapraszały do współpracy:)
A tutaj już jabłka podczas obróbki. Po umyciu i obraniu, kroję je na
małe kawałki i rzucam do garnka z niewielką ilością wody. Zagotowuję i
pakuję do słoików. Będą idealne na szarlotkę:)
Ogórki. Ogórki to temat, który jest obowiązkowy w moim domu. Nie dlatego, że z jakiś szczególnych powodów lubię je zaprawiać, ale dlatego, że tylko te domowe mi smakują. Co roku zaprawiam więc kilka słoików, aby móc zimą delektować się ich smakiem. Ich sekretem, poza standardowym składem jak sól, koper, czosnek i chrzan, jest liść winorośli. Nie wiem kto w mojej rodzinie wpadł na ten pomysł (podobno można również dodać liść wiśni), ale efekt jest przepyszny. Ogórki nabierają specyficznego posmaku, jakiego próżno szukać na sklepowych półkach. Poniżej kilka przykładowych słoików.
Niestety niewielka ilość winogron na moich młodych winoroślach spowodowała, że w tym roku butla do wina będzie stała pusta. W ramach pocieszenia jednak, zrobiłam kilka nalewek, ale o tym będzie osobny post...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz